PAN PODSTOLIC
albo
CZEM JESTEśMY CZEM BYć MOżEMY.
ROMANS ADMINISTRACYJNY
przez
E. T. Massalskiego.
Część trzecia.
ROZDZIAŁ PIERWSZY.
PRZYJAZD.
Wozy zatem i wozki, bryki i kolaski,
Tu kufry tam tłomoki i paki i faski.
Na wozach, wozkach, konno, pieszo pędzi zgraja;
Ten już okradł, ten kradnie, tamten się przyczaja.
Ig. Krasicki. _Listy.
_
Dolina, która się przed oczyma naszych podróżnych odkryła, zatoczona była piętrzonemi pochyłościami jaru i przerżnięta szafirowemi nurty, zagiętego poważnie w kilka kolan
Niemna. Za nim, na wklęsłej spadzistości jednego wzgórza, zaległo w amfiteatr czarne litewskie miasteczko.
Z pośrodka najgęstszego natłoku strzech okopconych wznosił się czerwony dach kościoła białego; nad nim wysoka dzwonnica, opatrzona w zegar, którego wyzłacane strzałki i okna
kościelne błyszczały promieniami zachodzącego słońca.
Po bokach miasteczka, pojedyńczo rozsypane chałupy miejskie, z obszernemi ogrodami warzywnemi, i gdzieniegdzie ruiny pieców, i sterczące reszty kominów, a niekiedy części ścian
murowanych, świadczyły o dawnej rozległości i większych dostatkach, ściśnionej teraz pod kościoł mieściny.
Płaszczyzna doliny, łąkami usłana, kończyła się z obustron dzikiemi omszary dębów i olch, zakrywających koryto Niemna.
Nad łąkami pierwsze wzgórza umajone były leszczyną, wyższe pagórki i pochyłości gaikami brzozowemi, dzielącemi drobne niwy, a na krawędziach jaru wahały się dokoła
nieprzejrzane lasy sosnowe.
Z obustron Niemna, kilką gościńcami, ciągnęły ku miastu rzędy wozów i pojazdów, a między temi paśmy, z lasów i gór, wywijały się ścieżki, któremi, na wozkach i pieszo,
wioząc i niosąc kosze lub wiązki, zbiegali okoliczni mieszkańcy.
Gwar ludu, rżenie koni, brzęk ładownych wozów, turkot lekkich pojazdów, krzyki wymijająych się, wołania powóźników: cała ta niesforna wrzawa, tłocząca się kilkunastą
promieniami do miasta, w którem się zanurzała, przez kilka chwil przyjemnie zajęła uwagę naszych podróżnych.
— Piękny obraz, rzekł Pan Podstolic.
Ten ruch, to życie, wskrzeszone na posępnej wczoraj i martwej dolinie, może nam dać poczuć, jaka jest różnica kraju handlowego od wyłącznie — rolniczego.
Na jeden moment zawitał tu przemysł i już wszystko ożywił; za kilka dni cisza znowu na tę okolicę zaciągnie swoję, ponurą barwę, a życie odrętwieje na leniwym pługu.
Jeszcze i tak można byłoby winszować tej okolicy, że, szczęśliwsza od innych, choć raz w rok się przebudza; gbyby ci w których ręku złożone są wszystkie skarby tej ziemi,
zdołali kiedykolwiek pojąć zamiar jarmarków i zachęcić się do przemysłu: ale roztrząsając pobudki, które ich tu sprowadzają, trudno jeszcze cieszyć się ta nadzieja.
—
— Jakiż może być ten zamiar? zapyłta Władysław. Przedać co nam zbywa, kupić czego potrzebujemy? —
— Nie tylko to, odpowiedział Pan Podstolic.
Oprócz handlowych celów: zbliżenia między sobą kupców i ułatwienia im odbytu, jarmarki nasze prowincyonalne maja na celu: roztaczając przed nami wyroby rękodzielń, i obeznawając
mieszkańców z nowemi wygodami, obudzać w nich chęć do zdobycia się, przez pracę i przemysł, na produkowanie takich przedmiotów, któreby mogli dać w zamianę za przywiezione
towary, a nawet i takich, jakie tu postrzegają.
Ale do tego trzeba byłoby przyjeżdżać na jarmark dla jarmarku, nie zaś dla innych widoków, które zgromadzenie się na jarmark nastręcza.
—
— Alboż to wszystko, co śpieszy do miasteczka, nie dla jarmarku tam dąży? zapytał Władysław.
— Sam osądź, rzekł Pan Podstolic.
Spojrzyj na te karety, landary, kocze, na te wyglądające z nich kapelusze i w drodze już wyelegantowane; te lornetki, okulary, perspektywki, zwracające się na towarzyszów podróży,
lecz najbardziej na stroje i ozdoby towarzyszek; i powiedz czego ci jadą ? —
— Widzieć, pokazać się i zabawić. Odpowiedział Władysław.
— A ci ?
pytał Pan Podstolic, wskakując na figury zamyślone, w czapkach na szlafmyce wciśniętych, toczące się na Lrykach, ustawającemi szkapami.
— Co myślisz, rzekł, o tych zadumanych fizijognomijach;. czy ich głowy teraz kreślą plany wielkich obrotów handlowych? Czego oni jada?
—
— Poznaję moich powietników, odpowiedział Władysław. Są to najzagorzalsi sejmikowicze. Oni to pewno tu śpieszy jedynie dla układów fors i intryg na przyszłych wyborach.
—
— A ci?
— mówił Pan Podstolic, wskazując na lekkie kałamaszki, unoszące szybko pudermany i szare kapoty szlachty ziemian, którzy wesoło wyśpiewując popędzali swe podjezdki.
— Ci, odpowiedział Władysław, jadą widzieć ludzi, to jest upić się dla rozmaitości nic w domu ale na jarmarku; może przedać jaką gąskę lub kaczkę, i za to poczęstować
przyjaciół. —
— A ci ?
— mówił Pan Podstolic, wskazując na kałamaszki ciężko ciągnione przez mizerne koniska i naładowane czapkami lisiemi.
— Ci, odpowiedział Władysław, wiozą, wielki towar na jarmark: kredkę i główkę. —
— Tak jest, rzekł Pan Podstolic.
Ale te wozy powrócą naładowane towarami, za te same produkta, które teraz włościanie na tych skrzypiących drabinach ciągną.
Te owce, cielęta, miód, zboże, siano, przeszedłszy przez ręce Żydów, zostaną spożyte na jarmarku; włościanie, opłaciwszy akcyzę, bramne, brukowe, targowe i wódkę po
karczmach, z niczem powrócą do domu; a Żydzi, którzy z niczem tu jadą, korzystając z ciemnoty włościan, a częstokroć i z nagłych potrzeb właścicieli włości, napełnią, swe
kieszenie i wozy. A ci czego jadą?
— dodał wskazując na długie rzędy powózek jednokonnych, krótkich, wysoko rohożami nakrytych, ciężko ciągnionych, i na bryki długie, czworokonne, płótnem powleczone,
głęboko tor w drogę gniotące.
— Tak jest, odpowiedział Władysław, oni jedni jadą na jarmark.
—
— Oni jedni, rzekł Pan Podstolic, i oni jedni zeń skorzystają, porobią między sobą zamiany i rozjadą się na powrót; a ta okolica, nie mając nic dać im w zamianę za te
towary, tyle tylko ich pozyszcze, za ile ci przybysze spożyją tutejszych pokarmów; albo, jeśli grosz jaki zabłąkał się od rocznych wydatków.
przetoczy się i ten w ich ręce, bez żadnej dla okolicy korzyści; gdyż wzięte zań towary będą, spożyte bez reprodukcii.
1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 32 | 33 | 34 | 35 | 36 | 37 | 38 | 39 | 40 | 41 | 42 | 43 | 44 | 45 | 46 | 47 | 48 | 49 | 50 | 51 | 52 | 53 | 54 | 55 | 56 | 57 | 58 | 59 | 60 | 61 | 62 | 63 | 64 | 65 | 66 | 67 | 68 | 69 | 70 | 71 | 72 | 73 | 74 | 75 | 76 | 77 | 78 | 79 | 80 | 81 | 82 | 83 | 84 | 85 | 86 | 87 | 88 | 89 | 90 | 91 | 92 | 93 | 94 | 95 | 96 | 97 Nastepna>>